wtorek, 2 lutego 2016

Czy rodzi z nami tata?


W związku z tym, że poród zbliża się wielkimi krokami i w końcu zaczęłam się pakować, to krótko przedstawię jak to u nas wyglądało wcześniej. No i o tym tacie też trochę będzie :).

Pierwszego porodu się nie bałam.
I temu chyba zawdzięczam swój sukces, że wszystko poszło szybko i sprawnie. Nie obyło się oczywiście bez pęknięć, nacięć i uszkodzenia kości ogonowej, no ale nie oszukujmy się - to jest poród i nie będzie kolorowo. A wszystkim kobietom które żądają w tym czasie wszystkiego, a najlepiej tego żeby ktoś urodził za nie, zalecam dużo spokoju i skupienie się na swoim organizmie.
Kobieta się naczyta i nasłucha a i tak nie wie co ją czeka, no chyba że była świadkiem porodu to już jakieś pojęcia ma. Ja świadkiem nie byłam więc nie wiedziałam czego mam się bać, byłam spokojna.

To był styczeń 2010 r. Śniegiem zasypało tak, że bez łopaty do auta nie wsiądziesz a mi się zachciało rodzić w szpitalu oddalonym o 120 km. Całe szczęście trafiłam tam 3 dni przed porodem ale....

Jak się okazało panowała właśnie świńska czy inna ptasia grypa i szpital był całkowicie zamknięty dla odwiedzających! Więc wyobraźcie sobie te biedne mamusie skazane tylko na siebie.
Jeszcze przed porodem to można było sobie zejść do bufetu i coś kupić, a później jak jesteś na sali z dzieckiem i już nigdzie się ruszyć nie możesz to rodzina zostawiała paczki w portierni a pielęgniarki roznosiły po oddziałach :).
Jedyny plus był taki, że porody rodzinne się odbywały, czyli tatuś dostawał cynk że się zaczyna, mógł przyjechać ale po wszystkim musiał sobie iść i zostawić tą umęczoną małżonkę na pastwę tego płaczącego i niewiadomoczegochcącego potwora :).
Z perspektywy młodej mamy, rodzącej po raz pierwszy jest to trochę przerażające. Przez trzy dni w szpitalu jesteś zdana tylko na siebie, z dzieckiem z którym nie masz pojęcia co robić. To się dopiero można nabawić depresji poporodowej. Jednak dałyśmy radę :) Ja byłam całkiem spokojna i opanowana co i się córce udzieliło, tak że inne mamy nam zazdrościły :)

I tu pojawia się kwestia taty przy porodzie. Czy musi być z nami?
To już sprawa indywidualna, i zależy od samego zainteresowanego. W każdym razie nie zmuszajcie swoich partnerów do tego.
Mój osobisty małżonek nie wyrażał chęci żeby mi towarzyszyć i całe szczęście :) Jakoś nie czułam potrzeby żeby tam był. Za to była ze mną siostra, która jest lekarzem więc wybór był prosty.
Tylko biorąc pod uwagę całą szpitalną sytuację tatuś zobaczył córkę dopiero jak przyjechał po nas do szpitala. Właściwie to zobaczył ją dopiero jak dojechaliśmy do domu, bo w szpitalu to tylko mógł mi podać torbę z rzeczami i czekał aż nas wypuszczą.

Przy drugim porodzie to już nie było takich utrudnień.
Kwestia taty też się sama rozwiązała, bo czy chciał czy nie chciał musiał zostać w domu z dwuletnią córką. Nie mogliśmy jej przecież zostawić u dziadków na kilka dni i nagle wrócić z nowym bobasem. Bo rodziłam w tym samy szpitalu, czyli 120 km od domu! A dla mnie nie było problemem tym razem rodzić samej. Wiedziałam co mnie czeka i wiedziałam jak to się robi :). A tatuś na drugi dzień przyjechał w odwiedziny.

A teraz szykuje się do trzeciego porodu.
Właściwie to mogłabym urodzić w domu i żyć dalej, nie mam czasu na leżenie w szpitalu :).
Jedyne nad czym się zastanawiam to czy przy trzecim nie złapie mnie gdzieś znienacka.
Ale ostatnio ku mojemu zdziwieniu, małżon się spytał czy ma być ze mną przy porodzie?
Pierwsze co mi przyszło do głowy to - a po co? Z drugiej strony nie miał okazji zobaczyć jak to się odbywa, mówię tu raczej o pierwszej fazie porodu, w pierwszym i drugim przypadku byłam już w szpitalu jak zaczęły się bóle i takie tam.
Z jego perspektywy wyglądało to tak, że żona poszła do szpitala i wróciła z dzieckiem :) Nie ma pojęcia przez co trzeba przejść żeby z tym dzieckiem do domu wrócić.
Może byłaby to miła odmiana, wiedząc że za drzwiami czeka ten przerażony, chodzący po całym korytarzu małżonek, który podskakuje z przejęcia gdy tylko otworzą się jakieś drzwi - no dobra poniosło mnie, tak to tylko w filmach :). Znając mojego męża usiadłby gdzieś w kącie, założył słuchawki i czekał aż go pielęgniarka obudzi mówiąc że już po wszystkim, ewentualnie zabrałby książkę żeby mu się nie nudziło :).
Tak czy inaczej jego decyzja.

A mi pozostaje czekać, w najgorszym wypadku jeszcze 4 tygodnie, chociaż już by mogło być po wszystkim. I tak jak wcześniej, jestem spokojna i mam nadzieję że wszystko pójdzie szybko i sprawnie.

4 komentarze:

  1. U mnie im bliżej było godziny 0 tym bardziej się bałam, ale kiedy już cała akcja się zaczęła, skupiłam się na sobie i strach minął. Chcieliśmy mieć rodzinny poród, ale los spłatał nam psikusa, bo luby 10 dni przed porodem miał poważny wypadek w pracy i wylądował w szpitalu. On leżał w jednym, a w inny ja rodziłam :D Z perspektywy czasu tak sobie myślę, że nawet dobrze to wyszło. Nie był mi potrzebny na miejscu. Tak dużo się działo i miałam rewelacyjne wsparcie położnych. Jeżeli zdarzy nam się drugi poród, nie wiem czy będę chciała rodzinny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Wasz spokój faktycznie był godny pozazdroszczenia! U nas poszło tak szybko, że tatuś nie zdążył się ani zestresować ani wykazać :) Życzę szybkiego, szczęśliwego rozwiązania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. My wciąż nie wiemy, czy tym razem nie pójdziemy na salę razem. To będzie mój drugi poród i wiem, że pierwsza jego część była koszmarna: siedziałam głównie sama czekając aż podadzą mi kroplówkę z oksytocyną. Wtedy mąż byłby jak znalazł. Z drugiej strony - przy samym porodzie raczej nie powinno go być. I takie jest nasze wspólne zdanie :) Zastanawiamy się nad jakąś pośrednią wersją :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję trzeciego dzidziusia! Wspaniała decyzja!

    Fajne jest to, jak zmienia się spojrzenie na poród i macierzyństwo między pierwszym a drugim dzieckiem. Między drugim a trzecim, to już musi być luzik :-).

    Mój mąż był przy drugim porodzie. Dało mu to szansę docenić jakim trudem jest dostarczenie dzidziusia na świat. Co prawda, drażnił mnie strasznie. Zakazałam mu się do mnie odzywać i patrzeć :-). Ale był. Jest z siebie dumny. Bo dał radę! ;-D
    Powodzenia i łatwego rozwiązania!

    OdpowiedzUsuń

Licznik wyświetleń

Formularz kontaktowy

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *